Poezja uczniów

Poezja uczniów

O dniu patrona miasta(?)

Szelest
O dniu patrona miasta(?)…
Za siedmioma lasami, za siedmioma górami,
Gdzie kabareciarze się o palmę pierwszeństwa spierali,
Odbywał się konkurs, na cześć patrona,
Postanowiła zorganizować go pewna szkoła.
Pod grad pytań znawcy tematu trafili,
Odpowiadali, myśleli, między sobą walczyli,
Po podsumowaniu rundy pierwszej,
Znów przemówił mężczyzna z mikrofonem w ręce,
Zaprosił na scenę ludzi śmiesznych,
Więc ruszyli kabareciarze krokiem pospiesznym,
Prezentowali gros swych talentów,
Nikomu z nich nie można odmówić wdzięku,
Choć temat podobny różne były scenariusze,
I wtedy stało się coś, co rozrywa mą duszę…
Komisja złożona z największych mędrców okolicy,
Postanowiła punkty na ciasto przeliczyć,
Ludzie, którzy winni świecić przykładem,
Którzy nie powinni być na bakier z prawem,
Na oczach wszystkich, którzy tam byli,
Przyjęli ŁAPÓWKĘ i się z tym nie kryli,
I chociaż mogło się kilka osób postarać,
Nikt się nie odważył rady mędrców ukarać,
Godny potępienia czyn z ich strony,
Spotkał się tylko z cichym szeptem z ust pokrzywdzonych…

Profanum

Alchemy
Profanum
Cóż serce może, skończone biciem
Gdy umysł każe znać nieśmiertelność?
Bije więc dalej, cicho i skrycie
Drąc na kawały wiarę i dzielność.

Cóż może rozum, sercu przeciwny?
Cóż może serce, gdy ledwo bije?
Kiedy odkrywasz świat ten przedziwny,
On prawd tajemnych moc znów zakryje.

Jakaż nauka uczy nazywać
Tysiące uczuć i setki pragnień?
Taka też każe rozum nam wzywać
Gdy serca nie ma wśród wielu targnięć.

O rozumie! Wietrzny bycie czasu!
Takeś jest kruchy jak i zawodny!
Wieleś w epokach robił hałasu,
Jednak ni jesteś wielki, ni płodny.

Cóż nam po tobie, krzyku materii!
Cóż nam z twej śmierci, z piachu zrodzony!
Bo my będziemy wciąż nieśmiertelni;
Takim jak byłeś, jesteś skończony.

Zwij się profanum ku skończoności!
Zwij się wężem, zwij zwodzicielem!
Ty masz za nic granie opatrzności,
Ona zaś gardzi tobą, gdyś w ciele.

Serce prawdziwą potęgą tchnienia,
Serce jedyne pojąć czas może.
Serce moje, bij ku zapomnienia
Grzechu, bym byli w czystej pokorze.

Szkarłatny deszcz

Alchemy
Szkarłatny deszcz
Brzasku oczyma duszę przestrzeli
Znamię wypali ducha po wieki
Skowyt też wyda dwu swych gardzieli
Odda popędy na wieczne męki

Tyś to usłyszał rządny szkarłatu
Strumieniem prawdy zgromisz obłoki
Snadź za twą głowę tysiąc dukatów
Znajdę cię w końcu choć świat szeroki

A kiedy trzecia godzina bije
Budzi się umysł ze snu wiecznego
Kłamstwo się samą rozpustą wije
Przyda mi imię oświeconego

I kiedy kwadrans na zawsze minie
Dojdzie mu brat tak jeden jak drugi
Nikt nie zapomni o tej godzinie
Nikt nie zakrzyknie na swoje sługi

A deszcz szkarłatu zaleje lica
Szaleństwo się wstrzeli w istnienie
Nasza to rola wyć do księżyca
Płonie nieziemsko czyste sumienie

Czymże jest wiedza rzetelna prosta
By ważyć co dzień siłami słowa
Oto jest nasza twórczość dorosła

[ Włosy srebrzone straciły blaski
Wzrok już wypłowiał choć dalej ostry
Nie chcę się dziwko wkupić w twe łaski
Zamiast szacunku dostaniesz dwie kosy

STATEK

Alchemy
STATEK
Chwilą wszyscy – każdy z nas;
Kropla – życie, morze – czas.
Sternik wiecznie będzie żył,
Statek płynie, piękny był.

Tysiąc fal przed nami bije,
Płynie – ot, ziemie niczyje.
Cóż za wyspa pięknem płonie?
Nie wiem. Krzyki! Statek tonie…

Monika Wróblewska
Strach
Jest od zawsze,
Nigdy nie odejdzie.
Jednocześnie tak nieśmiertelny
Jak łatwy do zabicia.
Czasem go oszukasz,
czasem z nim za pan brat.
Trudny do nazwania
Choć nie raz
Jego imię zostało wypowiedziane.
Widzę go w twych oczach,
Porusza spokój,
Burzy zbudowane,
Wyrywa cię z korzeniami
Wrośniętego w monotonię spraw codziennych.
Paraliżuje
Ściska gardło,
płodzi łzy.
Mój brat
Strach…

Ostatni sen

Agata Kempa
Ostatni sen
Milczysz, choć świat wokoło tętni życiem
Wzrokiem nieobecnym błądzisz gdzieś w przestworza
Milczysz, choć tysiące myśli nie dają spokoju
Myśli, które nigdy nie zmienia się w słowa

Milczysz, a w mym umyśle głos Twój już zanika
Serce z bólu się skręca, żal usta zamyka
Niech choć obraz Twój pamiętam
Niechaj zostanie chichy dźwięk głosu twego

Milczysz, już nie nadejdzie nic dobrego,
Wszystko wraz z Twoim odejściem zamiera
Umieram i ja, choć żywe ciało – martwa dusza

Milczysz i tak będzie już na wieki,
Ostatni sen zamknął Ci powieki,
Milczysz, lecz nie cierpisz – ja na siebie Twój ból biorę

Dach

Listen
Dach
Siedzę i piszę – wyglądam przez okno,
Co widzę? Dwie gwiazdy, złączone mokrą,
deszczową nicią późnej nocy tęsknoty…
W myślach burza – na zewnątrz koty
Kontynuują swój dialog o wysokich dźwiękach.
Dach, jak zwykle – spokojny, mistyczny, z mych wyznań ciężarem
Obarczony wszystkimi problemami świata,
Okropiony tęsknotą, zwątpieniem w miłość – moim nocnym marem,
Zalany smutkami, obarczanymi przez lata.
A jednak, wciąż z cząstką tej pierwotnej mocy
Przyciąga mnie, w godzinach późnej, mokrej nocy
Abym choć przez chwilę spojrzał na te dwie, jasne gwiazdy
Patrzę – widzę, przecież to my, człowiek szary, Anioł jasny,
Spoglądam na ich twarze – są szczęśliwi,
Uwolnieni od smutków, kochankowie prawdziwi…

Rano?

Listen
Rano?
Budzę się ze snu – nie całkiem,
Wzrok na klatki grubych prętach
Jak to rankiem, myśli miałkie
Rozum gładko dał się spętać:
Krok do przodu, krok do tyłu
Trzeźwo ważę snu urywki
Skąd tyle pyłu? Skąd tyle dymu?
Oczy? Prędzej małe szybki
To ja! Ja w nich się odbijam
Razem ze mną świat wymarły
Jakaś szyja, ktoś w nią wbija
Kły, by bezlitośnie darły..

Róża

Listen
Róża
Podejdź bliżej, nie kryj uczuć,
Aby miała w co Cię ukłuć
Odejdź prędko, daj Jej serce,
Umrzesz biegnąc jeszcze prędzej
Zapamiętaj słodkie chwile,
Z nimi w duszy umrzeć milej
Przeklnij Boga za nadzieję,
Dzięki której wnet niszczejesz
Dla tych oczu zdradzam życie,
Pytasz mnie, czy było warto?
Usta, które kuszą skrycie
Przetargową losu kartą.
Tracę zmysły, śnię i pragnę
Niedościgłe wizje dręczą
Zamiast bez Niej tkwić w tym bagnie
Przerwę życia nić pajęczą..

Książka

Listen
Książka
Książka – brama tylu światów,
Szelest kartki portalem magicznym,
Jeden wymiar – ciemne życie katów
Drugi już – baśń o Raju ślicznym.
Zatopić się w tych światach łatwo,
Łatwo oddać się bez reszty,
Książka często drugą matką,
A jej mlekiem setki wierszy…
Podnieś oczy ponad kartkę
Wchłoń świeżego tlenu dawkę
Zobacz, tu świat tez jest piękny
Niezgłębiony, niepojęty…

 

Skip to content